Patroni kategorii

Penalna bibliologia, czyli o dedukcyjnej metodzie identyfikowania książek

fot. autora

Publikacja: 26.04.2010

Zastanawiają się pewnie Państwo, co mają nauki penalne wspólnego z bibliologią? Otóż bardzo wiele. Ile dokładnie to uświadomił mi kolega, z którym pewnego dnia, z tytułu wspaniałej pogody, postanowiliśmy zasiąść wspólnie w ogródku pewnej kawiarni i zamówić po "małej czarnej". Kolega jest zapalonym kryminalistykiem. Dyskusje z nim są jak lektura Doyle'a ? pełno w nich trupów, zbrodniarzy, zboczeńców, oszustów i tego wszystkiego, co nie pozwala nam się nudzić w rozmowie, a zasnąć w nocy. Tym razem jednak mnie zaskoczył.
- Opracowałem nową metodę. - Spodziewałem się więc długiego wykładu na temat broni palnej, koncepcji balistycznych, trajektorii lotu kuli, a tymczasem...
- Przy pomocy metodyki kryminalistycznej badam stare książki. - No i tym zaskoczył mnie zupełnie! Wiedziałem, co prawda, że kryminalistyka zajmuje się nie tylko przestępstwami, że bywa wykorzystywana np. w archeologii, ale że możne być przydatna dla bibliofila?
- Masz przy sobie jakąś książkę? Chętnie przeprowadzę oględziny pokazowe. - No tym pierwszym zdaniem trochę mnie uraził. Czy ja mam przy sobie JAKĄŚ KSIĄŻKĘ? Ja się z domu bez książek nie ruszam! Do tego miałem przy sobie nie JAKĄŚ, ale "Wykład..." Krzymuskiego, biblię dawnych "karników". Wyjąłem więc z teczki "Wykład..." i czekałem, co będzie dalej.
Tymczasem on dopił kawę, odłożył filiżankę na spodek i nie podnosząc księgi z blatu stolika przyglądał się jej marszcząc brwi.
- Format A5, twarda oprawa, brązowe płótno.
- Brawo ? zakpiłem ? Zaczynasz jak bibliolog.
- Tłoki, eleganckie. Przednia okładzina: czarne. Bordiura przecięta w dwóch miejscach w pionie ornamentami roślinnymi. Dwie winietki i skrócony tytuł, autor i wydawnictwo. - Szczekał, wymieniając jak automat.
Wziął wolumin w ręce i zaczął nim agresywnie obracać we wszystkie strony, co mnie mimowolnie zaniepokoiło, aż zadrżała mi łyżeczka, którą próbowałem rozpuścić cukier w chłodnej już kawie.

- Tylna okładzina z identyczną, tłoczoną bordiurą, tyle, że na ślepo. W środku stempel introligatorski. Grzbiet tłoczony na ślepo i na złoto. Teraz daj drugi tom. -
- Proszę Sherlocku. Skąd wiedziałeś, że jest drugi tom? -
- Na tym jest napisane ?2.?. Wnioskuję więc, że jest i taki oznaczony numerem ?1.?. - Miał rację. Ponieważ było to wydanie przedwojenne, więc gdyby to był tom pierwszy, to niekoniecznie byłby wydany i tom drugi (choćby patrz: ?Filozofia prawa karnego? Wacława Makowskiego). Jednak na odwrót, to faktycznie mało prawdopodobne. Ponieważ byłem pod wrażeniem jego dedukcyjnych zdolności, więc wyłuskałem szybko z teczki tom ?1.?. Otworzył wolumin.
- Więc Krzymuski ? wyszeptał. Dosłownie opadła mi szczęka. Wiedziałem już, że to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Po przeczytaniu nazwiska autora odgadł bezbłędnie, że to prof. Edmund Krzymuski. Jestem przekonany, że sam Krzymuski byłby z niego dumny!
- ?Wykład prawa karnego ze stanowiska nauki i prawa austriackiego? - przeczytał dalej ? Otóż to nie byle co, tylko przed-przedwojenna gratka dla każdego karnisty.
No i miał rację. Dzieło Krzymuskiego, znane w II RP wszystkim prawnikom w kraju i wielu zza granicy, to kapitalne, pełne opracowanie tematu na bardzo wysokim, można rzec, że światowym, poziomie. Sam Krzymuski był w Dwudziestoleciu poważaną personą, filozofem i naukowcem, profesorem UJ uważanym za najwybitniejszego przedstawiciela szkoły klasycznej prawa karnego, mistrzem wielu mistrzów (?szef wszystkich szefów?) i wielkim, konserwatywnym autorytetem. No a określając ową gratkę mianem ?przed-przedwojennej? zdobył moje uznanie jako człowiek orientujący się w burzliwych dziejach Europy. Na karcie tytułowej widnieje bowiem rok trzeciego (ostatniego) wydania ?Wykładu...? 1911. Po prostu mózg, nie ma co!

fot. autora


- Prosto z Krakowa ? Przeczytał dalej na karcie tytułowej. - z Księgarni Leona Frommera ? I tym razem przyszła mu w sukurs ta sama karta. Swoją drogą, nawet, jeśli by nie było napisane, że to wydał Frommer, to można by poczynić takie właśnie założenie. Nie jest tajemnicą, że w Krakowie w tamtych czasach właśnie ten niepokorny księgarz i antykwariusz wydawał przytłaczająca większość autorów literatury prawniczej. W trochę późniejszym czasie wyszły z jego oficyny dzieła takich autorów, jak Makarewicz czy Wróblewski, a do 1918 roku wydał ok. 80 pozycji prawniczych! Pracował aż do II Wojny Światowej i zginął rozstrzelany przez hitlerowców w roku 1941 w wieku prawie 90 lat. Ogólnie, jeśli przedwojenne dzieło prawnicze z Krakowa, to prawie na pewno Frommer. - Zwróć uwagę na to piękne wybarwienie brzegów, wszystkich! - Zwróciłem już dawno temu. Od kiedy pamiętam zrobiła na mnie duże wrażenie ta sama czerwień wybarwienia, jak i cały kunszt, z jakim oprawiono te tomy.
Tymczasem kolega wyciągnął z futerału potężną lupę i wizualnie przypominając typowego przedstawiciela swojego zawodu rozpoczął żmudną analizę stempla introligatorskiego.

fot. autora

- Wiem, kto był oprawcą. ? Skonstatował z właściwym sobie, kryminalnym podejściem. - Otóż z całą pewnością Robert Jehoda! - No i na tej podstawie, bez konsultacji okulistycznych, stwierdziłem, że z jego przestrzennym widzeniem wszystko jest w porządku. Faktycznie, tłoczony na ślepo stempel na samym środku lustra tylniej okładziny jednoznacznie wskazywał na to w czyjej pracowni oprawiono ?Krzymuskiego?. To, że pracę wykonał Jehoda, świadczy o tym, że mamy do czynienia z wydaniem luksusowym, był on bowiem jednym z najlepszych przedwojennych polskich introligatorów. Oprawiał księgi należące do najsłynniejszych księgozbiorów w kraju, a także zajmował się restauracją starodruków. Za jego najbardziej spektakularną pracę uważa się renowację ?Kroniki? Jana Długosza ze zbiorów Biblioteki Czartoryskich. Przy ozdabianiu ksiąg współpracował ze znakomitymi artystami, jak choćby z samym Stanisławem Wyspiańskim. Po prostu gość! Tymczasem śledczy wąchał książkę i wymacywał palcami minimalne wypukłości w druku.
- Na pewno nie laserówka. - Nie miałem wyboru, byłem zmuszony przyznać mu rację. Swoją drogą książka wyszła z Drukarni Uniwersytetu Jagiellońskiego pod zarządem Józefa Filipowskiego. Postać pana Józefa była wysoce zasłużona dla polskiej typografii. To u niego tłoczono pierwodruki dzieł Wyspiańskiego (przykładowo choćby ?Wesele?), a także sporą część ?Bibliografii polskiej? Estreichera (t. 17 ? 33). To, że tam wydrukowano ?Wykład...? nie powinno specjalnie dziwić, bowiem właśnie Drukarnia UJ zwykła była tłoczyć dzieła krakowskich naukowców, tych z Uniwersytetu, jak i z Akademii Umiejętności (późniejsza PAU). Przykład mojego kolegi wskazuje na to, że nie trzeba literatury, żeby to wszystko sprawdzić, wystarczą czułe opuszki palców.
- Należała poprzednio do jakiegoś naukowca. - Owszem, tak było. Mój znajomy kryminolog, od którego otrzymałem ?Krzymuskiego? w prezencie był, zważywszy na tytuły i ilość publikacji, typowym naukowcem. Tym mnie jednak specjalnie nie zaskoczył, bo do kogo innego mógł należeć specjalistyczny podręcznik sprzed stu lat? Wreszcie, ewidentnie zadowolony z siebie, zapytał ? No i co sądzisz o mojej metodzie? -
Uśmiechnąłem się szeroko, poklepałem go po ramieniu i powiedziałem, że jestem pod dużym wrażeniem. Pożegnaliśmy się zaraz po tym, jak zapłacił za nasze kawy. Zostałem sam ze swoimi myślami i doszedłem do wniosku, że nikt mi w to wszystko nie uwierzy. Co za metoda!

Rzecz jasna cała historia jest zmyślona, a opisany kolega nie istnieje i nigdy nie istniał. Oczywiście Państwo mi ową konfabulację wybaczą, gdyż cel przyświecał mi szczytny. Czego to człowiek nie wymyśli, żeby pochwalić się nową książką! Zrobię tak jeszcze kilka razy i będzie mi po prostu wstyd!
 
 
Do napisania niniejszej quasi-dykteryjki posłużyłem się trzecim wydaniem Wykładu prawa karnego autorstwa Edmunda Krzymuskiego (Kraków 1911), a także Encyklopedią Wiedzy o Książce (Wrocław - Warszawa - Kraków 1971) , Słownikiem pracowników książki polskiej (Łódź 1972) i Księgą pamiątkową ku czci ś.p. Edmunda Krzymuskiego (Kraków 1929).

Łukasz Pogonowski